W dniach 26-28.04.2024 w Warszawie odbyło się seminarium „Ladies Kyudo Weekend”, prowadzone przez Sensei Regine Graudel (renshi rokudan) i Yumi Minaminakę (renshi rokudan). Było to już drugie takie wydarzenie w całości poświęcone specyficznym dla kobiet aspektom japońskiego łucznictwa. Panie uczestniczące w spotkaniu w większości dobrze się znały z innych seminariów i podobnych wydarzeń. Jednak pośród doświadczonych ni- i sandanów znalazła się jedna bardzo początkująca adeptka kyudo. Jak w jej oczach wyglądało to wydarzenie? Czy warto już na samym początku przygody z Kyudo angażować się w poważne seminaria?
W grudniowe popołudnie dostaję niespodziewaną wiadomość o zbliżającym się seminarium tylko dla Pań i gorącą zachętę do pojawienia się tam razem z innymi. Od razu w mojej głowie roi się od myśli. Czy na pewno powinnam jechać, kiedy trenuję zaledwie od kilku miesięcy? Przecież dopiero niedawno zaczęłam strzelać na dystans. Wciąż mam problem z podstawowymi elementami. Czy będę wiedziała jak się zachować? Czy nie popełnię jakiegoś faux-pas? I najważniejsze – czy wyniosę z takiego wydarzenia merytoryczną wiedzę? Ostateczna decyzja nie mogła być jednak inna. Jadę.
Zaczynamy pierwszy dzień seminarium. Dziś nie będziemy strzelać. Wszyscy gorączkowo szykują salę, niecierpliwi by w końcu rozpocząć. Za chwilę zjawią się Sensei, a ja czuję wzbierającą ekscytację połączoną z odrobiną niepokoju. Wszystko gotowe, w końcu możemy zaczynać. Kiedy Regine Sensei donośnym głosem śpiewnie ogłasza „Rei”, czuję że zaczyna się coś wyjątkowego. Wszystkie niepokoje znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Cały świat poza dojo przestaje mieć znaczenie. Teraz liczy się tylko tu i teraz, a czas zdaje się płynąć własnym tempem, niebezpiecznie przyspieszając. Zaczynamy od teorii. Sensei zwracają uwagę na kilka podstawowych tematów poruszanych na niedawnym seminarium w Nagoi na podstawie materiału “Reference material for the use of Instructors Teaching Lower Grades up to Godan”. Pomimo, że wszyscy znają je doskonale, to powtórka zawsze jest mile widziana i pomaga uporządkować informacje, o których często zapominamy.
Reszta popołudnia upływa na nauce poprawnego wiązania tasuki, co jak się okazuje nie jest łatwym zadaniem, nawet dla doświadczonych Pań. Co ważne zwracana jest uwaga nie tylko na sam moment tasuki-sabaki, ale też na odpowiedni dobór samego tasuki względem koloru, materiału, czy długości. Później przychodzi czas na kilka słów odnośnie poprawnego sposobu zakładania kimona. Jestem pod dużym wrażeniem uwagi jaką Yumi-sensei przykłada do najmniejszych szczegółów tego pięknego stroju. Pierwszy dzień dobiega końca. Po takiej dawce cennych wskazówek zapowiada się, że jutro wszystkie uczestniczki będą prezentować się pierwszorzędnie.
Sobotni trening otwiera yawatashi w wykonaniu Regine (ite), Yumi (dai ichi kaizoe) oraz Heleny Pawłowskiej (dai ni kaizoe). Na sali zapada idealna cisza, wszyscy patrzą w skupieniu na to, co za chwilę ma się wydarzyć. Czuję jak wszyscy wstrzymują oddech, a powietrze dziwnie gęstnieje. Zaczyna się. Regine emanuje pewnością siebie i skupieniem, a od obu kaizoe bije niesamowita energia, którą przekazują ite. Coś co znałam z teorii teraz widzę na własne oczy. To niezwykłe móc obserwować tak doświadczone osoby. Następnie każda z uczestniczek miała szansę zaprezentować się w taihai. To był moment kiedy poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Pierwszy raz będzie mnie oglądać tak dużo osób. Na szczęście nie musiałam długo się nad tym zastanawiać, bo jako mudan byłam w pierwszej piątce, która od razu zaczęła szykować się do strzelania. Senseiki były bardzo wyrozumiałe i z uwagą obserwowały każdą z nas, by w dalszej części zajęć przekazać indywidualne uwagi.
W końcu po kilku intensywnych godzinach przyszedł czas na lunch. Wspólny posiłek to zawsze dobry moment żeby się poznać i znaleźć wspólne tematy. Patrząc na roześmiane twarze moich towarzyszek poczułam spokój i uczucie przynależności. W końcu, po długim czasie poczułam, że faktycznie jestem członkiem społeczności Kyudo. A szczęście dodatkowo potęgował aromat pysznego jedzenia, które z zawrotoną prędkością znikało z talerzy. W tej wesołej atmosferze i gwarze rozmów spojrzałam ukradkiem w stronę Senseiek. Zdawały się również być zadowolone ze smaku potraw, ale moją uwagę przykuła Yumi-sensei. Bił od niej niesamowity spokój i elegancja. Nawet tu, poza dojo nie odpuściła swojej nienagannej postawy. Niesamowite. Jak na dłoni widać jej ponad dwudziestoletnie doświadczenie. Pomyślałam wtedy, że muszę większą uwagę przykładać nie tylko do tego, co dzieje się na treningu, ale też poza nim. W końcu w kyudo kobiety powinny wykazywać się nienaganną postawą w każdym ruchu, gracją i elegancją, a jednocześnie pewnością siebie i śmiałością. Aby to osiągnąć trzeba wdrożyć takie zachowania w życiu codziennym, aby stało się to dla nas tak oczywiste jak oddychanie, by później nie musieć już o tym myśleć, a ruchy przychodziły naturalnie i bez wysiłku.
W dalszej części dnia zostało dokładnie omówione yawatashi i rola poszczególnych osób w nim, a następnie uczestniczki doskonaliły swoje umiejętności pod czujnym okiem prowadzących. I tak pozostał już tylko ostatni dzień seminarium.
Niedzielny poranek rozpoczynamy od hitotsu-mato sharei. W końcu mamy okazję obserwować Yumi-sensei. Razem z nią zaprezentowały się Emilia Iwaniuk-Rychłowska oraz Blanka Tomaszewska. Byłam pod wrażeniem harmonii i synchronizacji jaką przedstawiły. Obserwując ich sharei miałam wrażenie jakby płynęły, otoczone przez bezkresny ocean. Ich ruchy były spokojne i płynne, ale jednocześnie stanowcze i przemyślane, bez niepotrzebnego przedłużania czy zbędnych gestów. Wszystko idealnie wyważone. Była to swego rodzaju kwintesencja kobiecego kyudo. Harmonia i piękno w każdym calu. Na dodatkową uwagę zasługiwał fakt, że w tym sharei były zarówno zasha jak i rissha. Pomyślałam, że to niesamowite, stworzyć coś takiego z osobami, które nie miały okazji strzelać razem, a jednak potrafiły doprowadzić synchronizację do takiej perfekcji.
W dalszej części dnia uczestniczki zaznajomiły się ze szczegółami hitotsu-mato sharei oraz miały okazję popracować nad swoim tenouchi. W końcu miały też czas by zadać nurtujące je pytania, co uczyniły z wielką chęcią. Po całym dniu pełnym intensywnej nauki zmęczenie zaczęło dawać się we znaki, jednak wszystkie Panie pięknie zaprezentowały się w taihai, a na zakończenie całego wydarzenia 3 uczestniczki wykonały hitotsu-mato w ramach podziękowania dla Sensei.
Jakie ma przemyślenia na koniec? Czy warto było jechać na takie wydarzenie jako początkująca osoba? Zdecydowanie tak! Udział w seminarium dodał mi wiary w swoje możliwości i nowych sił, by doskonalić swoje umiejętności. Nawet jako bardzo początkująca osoba nie żałuję ani minuty spędzonej podczas tych trzech dni. To była niesamowita okazja do poznania wielu nowych wspaniałych osób i możliwość nauki pod okiem bardzo doświadczonych Sensei. Chciałabym przekazać szczególnie początkującym osobom, aby nie obawiały się udziału w takich wydarzeniach. Pomimo niewielkiego doświadczenia można bardzo pogłębić swoją wiedzę, tak, że głowa aż paruje od nadmiaru nowych informacji.
Nie bójcie się podejmować wyzwań, bo najgorsze to nie żałować błędów, tylko tego, że się czegoś nie zrobiło wcale. I pamiętajcie, nigdy nie jest za wcześnie by rozpocząć swoją przygodę z Kyudo na poważnie! 😉
A więcej zdjęć jak zwykle w naszych Galeriach. A relację z poprzedniej edycji znajdziecie tutaj.