Letnia Szkoła Kyudo ’24

Letnia Szkoła Kyudo ’24

W ostatni czerwcowy weekend, dzięki zaangażowaniu naszych kolegów z sekcji kyudowej Stowarzyszenia Sztuk Walki OSA, mogliśmy wziąć udział w czwartej już edycji Letniej Szkoły Kyudo w Turawie. Tegoroczna odsłona, choć krótsza od poprzednich, bo trzydniowa, była nie mniej intensywna. Walcząc o przetrwanie w 32-stopniowym upale, staraliśmy się wcielać w życie rady i uwagi senseia Shigeyasu Kameo, który po raz drugi zgodził się wziąć udział w wydarzeniu jako prowadzący.

Pierwszeństwo w zapisach przysługiwało osobom wybierającym się w tym roku na egzaminy w Wiedniu, a ostatecznie w składzie znalazło się też kilku zainteresowanych wzięciem udziału w Video Shinsa. Dla wielu członków pierwszej grupy była to jedna z ostatnich okazji do treningu przed wyjazdem. W programie warsztatów nie mogło zatem zabraknąć wykładów przypominających, na co sędziowie zwracają uwagę u egzaminowanych, czy też sesji pytań i odpowiedzi, których tematyka niejednokrotnie skręcała ku shinsa. Aspektem, któremu poświęciliśmy najwięcej czasu, nie było jednak przygotowanie do egzaminu, a doskonalenie techniki strzeleckiej. Jako osoba dość pewna swoich umiejętności w taihai, a niekoniecznie w shajitsu, ponadto przyzwyczajona, że na seminariach normą jest oddawanie zaledwie kilkunastu strzał dziennie – powitałam tę odmianę z wielką radością.

Pierwszy dzień zajęć rozpoczął się spokojną rozgrzewką przeprowadzoną przez Roberta Kraca oraz kilkoma kolejkami wolnego strzelania. Po krótkiej przerwie nadszedł czas na pierwszy wykład tegorocznej Letniej Szkoły, dotyczący odpowiedniego wyglądu naszego sprzętu oraz nas samych podczas oficjalnych kyudowych imprez. Sensei Kameo przekonywał, że niewystarczająco schludne elementy nie tylko wpływają negatywnie na pierwsze wrażenie, jakie wywołujemy na obserwatorach. Sprawiają one także, że wyróżniamy się na tle pozostałych członków tachi, w związku z czym nasze błędy stają się bardziej widoczne. Co ciekawe, niewiele mniej ważne od nienagannej prezencji jest samo przekonanie, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by jak najbardziej się do niej zbliżyć. Jest to kolejna przesłanka świadcząca o tym, że „fake it ‘till you make it” stanowi nieoficjalne motto każdego początkującego adepta kyudo. U części uczestników, podobnie, jak podczas odbywającego się dwa miesiące wcześniej Ladies Kyudo Weekend, efektem pogadanki było kompulsywne poprawianie swojego stroju przez resztę warsztatów.

Czas pozostały do końca zajęć spędziliśmy na wolnym strzelaniu. Dawaliśmy z siebie wszystko, pomimo zmęczenia wywołanego staniem w korkach w niemiłosiernie prażącym słońcu wcześniej tego dnia. Sensei Kameo uważnie nas obserwował, od czasu do czasu podchodząc do konkretnej osoby, by udzielić jej porady. Sam również zdołał wystrzelić kilka strzał; kiedy wchodził na linię shai, gwar panujący w sali wyraźnie cichł. Wszyscy z zapartym tchem obserwowaliśmy jego płynne ruchy i dynamiczne hanare.

Sobotnią część zajęć otwierały dwa ceremonialne strzały oddane przez senseia. Następnie każdy z nas miał okazję zaprezentowania się w jedynym oficjalnym taihai podczas seminarium. Kolejność ustalono na podstawie stopnia zaawansowania, zaczynając od osób nieposiadających stopnia dan. Nieskromnie stwierdzam, że wypadliśmy całkiem nieźle – pewność siebie i opanowanie widoczne były już u członków drugiego tachi, a i w pierwszym niedociągnięcia wydawały się być spowodowane raczej tremą niż brakiem przygotowania. Jako ostatni wystąpili trzej spośród najbardziej zaawansowanych uczestników: Janusz Surma, Michał Mazurek (junior) oraz Robert. Zamiast standardowej formy egzaminacyjnej, panowie wykonali mochi mato, łącznie z hadanugi i hadaire. My natomiast mogliśmy przez chwilę poczuć, jak to jest być sędziami podczas egzaminów na wyższe stopnie, ponieważ sensei poprosił nas o skomentowanie występu.

Część wykładowa tego dnia poświęcona była głównie kilku wybranym etapom hassetsu oraz podstawom kihontai. Wszystkie omówione elementy łączyła jedna wspólna zasada – wykorzystywanie jak najwięcej mięśni podczas ruchu. Każdy punkt uzupełniało ćwiczenie, zwykle wykonywane z pomocą drugiej osoby, która nakładała obciążenie na daną część ciała lub sprzętu.

Resztę dnia przeznaczono na trening strzelecki. Przy dwóch pierwszych mato możliwe było uzyskanie uwag od prowadzącego. Również pod tym względem warsztaty były szczególne – sensei Kameo poświęcał każdemu z nas dokładnie tyle czasu, ile potrzebowaliśmy, nierzadko przeznaczając kilka minut na konsultację pojedynczego strzału i cierpliwie odpowiadając na wszystkie pytania po jego oddaniu. Pozostałe mato zarezerwowano na pracę indywidualną – dwa na wolne strzelanie i pięć na taihai. W ten sposób każdy mógł samodzielnie dostosować formę treningu do własnych potrzeb w danym momencie.

Niedzielne zajęcia rozpoczęły się oraz zakończyły w analogiczny sposób do sobotnich – hitote w wykonaniu senseia oraz sesją wolnego strzelania i taihai z możliwością otrzymania indywidualnego komentarza. Nie przypominam sobie jednak ani jednego seminarium, na którym nie pojawił się wykład na temat pozornie prostego, a spędzającego sen z powiek nawet stosunkowo doświadczonym łucznikom elementu – tenouchi. Tegoroczna Letnia Szkoła nie odbiegała pod tym względem od normy. Część teoretyczna skupiona była na tenouchi w kontekście jego pięciu cech ocenianych na egzaminach. Ostatnim punktem programu była wspomniana już wcześniej sesja pytań i odpowiedzi.

W ten sposób czwarta Letnia Szkoła Kyudo dobiegła końca. Choć warunki pogodowe wystawiły nas na ciężką próbę, nie poddawaliśmy się – i nikt, na szczęście, nie przypłacił tego zdrowiem. Nawet, gdy w kai wszystkie nasze mięśnie drżały z wysiłku, a pot zalewał oczy, po zejściu z shai ocieraliśmy czoło i sięgaliśmy po kolejną parę strzał, by kontynuować pracę nad elementami wskazanymi przez senseia. Gdy po finalnym rei Robert zapytał nas o chęć wzięcia udziału za rok w kolejnej, tym razem znów czterodniowej edycji, reakcja była zdecydowanie entuzjastyczna.

Aspekt integracyjny również nie zawiódł. Sensei Kameo okazał się być osobą niezwykle otwartą i zaangażowaną we współpracę z uczniami nie tylko w dojo, ale także prywatnie. Podczas uroczystej kolacji w sobotni wieczór zaprosił nas wszystkich do siebie, by poznać naszą historię wejścia na drogę łuku i motywację do dalszego nią podążania. A wieczorne kąpiele w ciepłych wodach jeziora w towarzystwie przyjaciół z innych klubów, pod gwiazdami, przy otaczającym nas zapachu lasu, to chwile, które zapamiętam na długo. Sądzę zatem, że nie będę mówić tylko za siebie, jeśli stwierdzę, że było to jedno z najlepszych seminariów w całej mojej kyudowej karierze.

Więcej zdjęć jak zwykle w ayamowych Galeriach.

A o poprzednich edycjach możecie poczytać tutaj: