Minamoto no Tametomo

Minamoto no Tametomo

Wcale nie dawno, dawno temu i wcale nie za siedmioma górami powstał klub kyudo o nazwie Tametomo. Pewnie niektórzy z Was wiedzą co (a w zasadzie – kogo) oznacza ta nazwa, ale może nie wszyscy. Zatem zróbcie sobie filiżankę zielonej herbaty, usiądźcie wygodnie i przeczytajcie.

Hachiro Tametomo – łucznik 源為朝

„Wojownicy dawnej Japonii i inne opowiadania” Yei Theodora Ozaki

Dawno, dawno temu żył w Japonii człowiek który zwał się Hachiro Tametomo. Stał się sławny jako najbieglejszy łucznik tamtych czasów. Hachiro znaczy po japońsku „ósmy” a był on tak nazywany, ponieważ był ósmym synem swojego ojca, generała Tameyoshi z klanu Minamoto. Yoshitomo, który później stał się ważną postacią japońskiej historii był jego starszym bratem. Tametomo był zatem wujem Szoguna Yoritomo i bohaterskiego Yoshitsune. Należał do rzeczywiście wybitnej rodziny.
Już jako dziecko Hachiro zapowiadał się na bardzo silnego mężczyznę, ale gdy dorósł spełniło się to w dwójnasób. Wcześnie wykazywał zamiłowanie do łucznictwa, a ponieważ jego lewe ramię było cztery sun (12 cm) dłuższe niż prawe, nie było nikogo kto mógł lepiej napiąć łuk lub dalej wypuścić strzałę niż on. Z natury Hachiro był szorstkim, dzikim chłopcem, który nie wiedział co to strach i uwielbiał wyzywać swoich starszych braci do walki. Z wiekiem stawał się jeszcze dzikszy aż w końcu świadomie postępował tak niegrzecznie i nie respektował ani nie szanował nikogo ponad sobą, że nawet jego własny ojciec uznał go za krnąbrnego.
Zdarzyło się gdy Hachiro miał trzynaście lat, że uczony człowiek nazwiskiem Fujiwara-no-Shinsei przybył pewnego dnia do pałacu Cesarza dać wykład na temat pewnych książek. Podczas wykładu powiedział że nie znajdzie się w całej Japonii wojownik, którego umiejętności łucznicze mogłyby się równać z Kiyomori, wodzem klanu Taira lub Yorimasa, rycerzem Minamoto. Tych dwóch rycerzy, choć należeli do dwóch różnych klanów, było najlepszymi łucznikami w całym kraju. Gdy Hachiro usłyszał te słowa, roześmiał się z pogardą i powiedział tak, że każdy mógł go usłyszeć, że Fujiwara-no-Shinsei ma rację jeśli chodzi o Yorimasa, ale nazywanie jego wroga, tego tchórza Kiyomori, zręcznym łucznikiem pokazuje tylko jakim głupcem i ignorantem jest Fujiwara-no-Shinsei.
Te niegrzeczne słowa, tak sprzeczne z zasadami japońskiej uprzejmości, która nakazywała młodym ludziom zachowanie szacunku i pokornego milczenia w obecności starszych, bardzo rozgniewały Fujiwarę. Gdy wykład się skończył posłał w związku z tym po Tametomo i skarcił go surowo za jego zachowanie. Ale śmiały Tametomo, zamiast zawstydzić się swojego niekulturalnego zachowania i przeprosić uczonego, nie słuchał wcale co ten do niego mówi i porywczo deklarował, że miał rację, aż w końcu Fujiwara poddał się, uznając poprawianie go za beznadziejne.
Ale ojciec młodzieńca, Tameyoshi, gdy usłyszał co się stało, był bardzo zły, że syn ośmielił się kwestionować zdanie starszego i przełożonego, zwłaszcza w świętych pomieszczeniach Pałacu. Był tak rozgniewany, że nie chciał go ani dłużej widzieć ani trzymać pod swoim dachem i za karę wysłał go z dala od domu, na wyspę Kyushu.
Ale Tametomo, jako że był samowolnym i nieprzejednanym chłopcem, wygnanie wogóle nie przeszkadzało; przeciwnie, poczuł się jak pies spuszczony ze smyczy i radował się wolnością, mimo że naraził się na niezadowolenie ojca.
Gdy dotarł na Kyushu, skierował swe kroki do prowincji Higo i osiadł w końcu na równinie Kumamoto. Teraz nareszcie Tametomo poczuł, że może robić co zechce. Jego pragnienie konfliktu stało się tak duże, że nie mógł się powstrzymać. Zebrał wokół siebie bandę wojowników równie dzikich jak on sam i prowokował ludzi we wszystkich okolicznych prowincjach aby wystąpili i zmierzyli z nim swe siły. W dwudziestu bitwach poprzedzających to wyzwanie Tamatomo nigdy nie został pokonany, tak wielka była jego siła i spryt w dowodzeniu swoimi żołnierzami. Był jak gąsienica jedwabnika zjadająca morwowe drzewo. Dokładnie tak jak gąsienica pożera liście jeden po drugim, wolno ale wytrwale, tak Tametomo walczył i zwalczał mieszkańców okolicznych prowincji aż zmusił ich wszystkich do poddania się. W wieku osiemnastu lat mianował się szefem wielkiej bandy wyrzutków, wyróżniającej się lekkomyślną odwagą i wraz z nimi opanował całe Kyushu, zachodnią część Japonii. Ze względu na dokonanie podboju zachodu nadano mu nazwę Chinsei. „Chin” oznacza „stłumić, poniżyć” a „sei” oznacza zachód.
W owych czasach nowiny docierały wolno, nie było wszak kolei ani linii telegraficznych tworzących sieć błyskawicznej komunikacji w kraju, a wszystkie przekazy wiadomości dostarczane były pieszo przez posłańców; więc minęło dużo czasu zanim rząd w stolicy usłyszał o dziczy i bezprawiu czynionych przez Chinsei Hachiro Tametomo. Ale w końcu jego śmiałe wyczyny stały się znane i rząd zdecydował się zaingerować i położyć kres jego bezprawiu. Wysłali pułk wojska aby go pojmać i wsadzić do więzienia, ale Tametomo i jego banda byli nie tylko mocni i nieustraszeni, ale mieli też cięty dowcip i z licznych potyczek, które miały miejsce – zawsze wychodzili zwycięsko. Aż w końcu żołnierze porzucili zadanie schwytania go. Uznali za niemożliwe pokonanie go, a nic nie było w stanie skłonić Tametomo do poddania się. Więc generał wrócił do stolicy i przyznał, że jego wyprawa się nie powiodła. Rząd zdecydował teraz aby aresztować ojca wyrzutka, Tameyoshiego, i w ten sposób spróbować opanować rebelię. Tameyoshi został w związku z tym pojmany i ukarany za bycie ojcem tak niepoprawnego buntownika.
Nawet swawolnego Tametomo poruszyło to i postawiło w trudnej sytuacji, gdy dowiedział się co przydarzyło się z jego powodu ojcu. Chociaż był z natury niezdyscyplinowany i zawsze gotowy do buntu przeciw wszelkim organom, jednak gdzieś głęboko skryte na dnie serca tkwiło nadal poczucie obowiązku w stosunku do ojca. I na to liczyli jego wrogowie. Wiedział, że to niewybaczalne, aby ojciec ponosił karę za jego nieprawości. Gdy tylko złe nowiny dotarły do niego, poddał bez wahania cały teren Kyushu, którego wyrwanie od mieszkańców kosztowało go kilka lat ciężkiej walki i zabrawszy z sobą tylko dziesięciu swoich ludzi, tak szybko jak mógł, popędził do stolicy.
Gdy tylko dotarł do miasta wysłał dokument podpisany i opieczętowany własną krwią, prosząc rząd o wybaczenie za wszystkie byłe przestępstwa, i żebrząc aby ojciec mógł zostać niezwłocznie zwolniony. Czekał następnie cicho i spokojnie na ogłoszenie wyroku.
Gdy niektórzy z władz zobaczyli jego synowskie uczucia i dobre zachowanie nie mieli serca traktować go z surowością.
„Nawet ten człowiek, który zachowywał się jak demon może czuć tak wiele do swojego ojca” wołali; i upominając go jedynie za wyrządzone bezprawie, przekazali go ojcu, którego puścili wolno.
W tym czasie w kraju wybuchła wojna domowa między dwoma braćmi, synami zmarłego ex-cesarza Tobu, aspirującymi do zasiadania na królewskim tronie. Dzięki protekcji ojca starszy z braci, Sutoku, został zmuszony do abdykacji i usunięcia się, podczas gdy Go-Shirakawa, młodszy brat, został posadzony na tronie. Na łożu śmierci ex-cesarz Tobu (zwany też cesarzem-arcykapłanem) przewidział, że wybuchnie między nimi spór i pozostawił zapieczętowane dyspozycje na wypadek kryzysu. Po otwarciu tego dokumentu okazało się, że zawiera rozkaz dla wszystkich głównych generałów aby wspierać Go-Shirakawę.
Stąd wielki wódz Taira – Kiyomori – i Yoshitomo, starszy brat Tametomo – a faktycznie wszyscy wojownicy mający siłę i sławę – wspierali Go-Shirakawę, podczas gdy szlachta, jak Yorinaga i Fujiwara-no-Shinsei, którzy nie wiedzieli nic o walce, zajęli stronę pozbawionego władzy cesarza Sutoku. Mówi się, że Yorinaga nie był w stanie dosiąść konia. W istocie jedynym sprawnym żołnierzem po stronie Sutoku był Tameyoshi i jego siedmiu młodszych synów, wśród których znalazł się zreformowany buntownik Tametomo. Powiedziano Sutoku o sile i wspaniałych umiejętnościach łuczniczych Tametomo i poradzono mu aby z tego skorzystać, więc Tametomo został wkrótce wezwany przed oblicze ex-cesarza.
Tametomo miał wówczas zaledwie dwadzieścia lat; miał ponad siedem stóp wzrostu; jego spojrzenie było ostre i przenikliwe jak u jastrzębia, a prowadził się z wielką dumą i szlachetną postawą. Gdy wszedł do królewskiej Sali Audiencyjnej, wyglądał tak silnie, odważnie i jak wspaniały żołnierz, że Sutoku z miejsca mu zaufał i niezwłocznie zaczął konsultować z młodym rycerzem zbliżającą się wojnę.
Następnie Tametomo opowiedział Cesarzowi o tym, że gdy został wygnany na Zachód przez swojego ojca i przez wiele lat wiódł życie wyjętego spod prawa, przez cały ten czas podnosił rękę na każdego i wszyscy walczyli przeciw niemu. Walka z wszystkimi przeciwnikami jego panowania na Kyushu była dla niego radością i rozrywką. On i jego szajka zawsze zwyciężali – mówił – ponieważ zawsze walczyli nocą. Pomyślał, że byłby to dobry plan dla Sutoku i jego ludzi aby zaatakować pałać Go-Shirakawy nocą, podpalić go z trzech stron a żołnierzy ustawić z czwartej i schwytać nowego Cesarza i jego stronników gdy będą próbowali uciekać. Gdyby ex-cesarz chciał pójść za jego radą – powiedział Tametomo – jest pewny że mógłby odnieść zwycięstwo.
Yorinaga, który uczestniczył w Radzie, gdy usłyszał plan Tametomo, pokręcił głową z dezaprobatą i powiedział, że projekt ataku jest pośledni; w jego opinii atak w nocy byłby sztuczką tchórza; i że walka za dnia w zwykły sposób jest bardziej godna dla dzielnych rycerzy. Gdy Tametomo zobaczył, że jego porada została odrzucona i że Rada Sutoku nie postąpi zgodnie z jego taktyką, opuścił pałac.
Kiedy dotarł do domu opowiedział swoim ludziom o wszystkim co się wydarzyło i dodał w złości, że Yorinaga jest zarozumiałym facetem, który nic nie wiedział o walce, chociaż nie odważył się wypowiedzieć swojej marnej opinii i sprzeciwić się jemu, Tametomo, który walczył bez jednej choćby porażki przez całe życie. Dając upust swojemu rozczarowaniu, Tametomo usiadł na matach, a gdy minął mu gniew dodał z westchnieniem: „Obawiam się tylko, że Sutoku zostanie pokonany w nadchodzącej walce”.
Gdyby posłużono się taktyką Tametomo, japońska historia z pewnością byłaby inna dla Kiyomori i Yoshitomo, którzy zwyciężyli stosując identyczny plan, jaki Tametomo radził Sutoku.
Tej nocy, bez ostrzeżenia, wróg przypuścił atak na pałac ex-cesarza.
Jednak ostrożny Tametomo spodziewał się ataku i ustawił się na straży Bramy Południowej. Widząc zbliżającego się Kiyomori i jego oddział wykrzyknął: „Wy nędzne robaki! Zaskoczę was!” i wziąwszy swój łuk i strzałę strzelił samurajowi o nazwisku Ito Roku prosto w pierś. Strzała była wypuszczona z taką zręcznością i siłą, że przeszła przez ciało żołnierza i wyszła przez plecy, przebijając jeszcze rękaw zbroi Ito Go, jego młodszego brata [patrz przypis na końcu!], który jechał tuż za nim.
Ito Go gdy zobaczył precyzję i siłę z jaką strzała została wypuszczona, wiedział że miał do czynienia nie ze zwykłym wrogiem i z trwogą zaniósł strzałę swojemu generałowi, Kiyomori, aby mu ją pokazać. Kiyomori zbadał dokładnie strzałę i stwierdził, że została wykonana z mocnego bambusa o większej niż zwykle grubości, a metalowe ostrze było jak wielkie dłuto, faktycznie potężna broń! Była tak duża, że bardziej przypominała włócznię niż strzałę, i nawet groźny Kiyomori zadrżał na jej widok.
„To wygląda bardziej na strzałę demona niż człowieka. Znajdźmy inne miejsce do ataku, gdzie nasi wrogowie są słabsi i gdzie ich dowódcy nie są tak niezwykłymi strzelcami!” powiedział.
Kiyomori zrezygnował zatem z ataku na Bramę Południową.
Gdy Yoshitomo (który teraz wspierał Kiyomori, choć później opuścił przywódcę Taira) usłyszał o wyczynie swojego brata Tametomo, powiedział: „Tametomo może być śmiały i szczyćić się swoimi umiejętnościami jako łucznik, ale na pewno nie zwróci swojego łuku i strzał przeciw osobie starszego brata.” i zajął miejsce Kiyomoriego przy Bramie Południowej pałacu, której strzegł Tametomo.
Zbliżywszy się do wielkiej zadaszonej bramy Yoshitomo głośno zawołał do Tametomo mówiąc: „Czy to ty Tametomo jesteś tam na straży? Czyż nie czynisz niegodziwie walcząc przeciwko starszemu bratu? Otwórz natychmiast bramę i pozwól mi wejść! Tametomo! Słyszysz? Jestem Yoshitomo! Odstąp!”
Tametomo roześmiał się głośno na rozkaz swojego starszego brata i odpowiedział: „Jeśli to złe, że podnoszę broń przeciw tobie, bracie, to czy ty nie jesteś bezbożnym synem chwytając za broń przeciw swemu ojcu?” (Tameyoshi, jego ojciec, walczył po stronie byłego Cesarza).
Yoshitomo nie znalazł słów, żeby odpowiedzieć bratu więc milczał. Tametomo zauważył swym łuczniczym okiem że jego brat tuż przy bramie stanowi świetny cel i bardzo go kusiło, żeby strzelić do niego choćby dla sportu. Ale powiedział sobie, że chociaż wojna postawiła ich po przeciwnych stronach, to byli jednak braćmi, których urodziła ta sama matka i byłoby to wbrew jego sumieniu aby zranić lub zabić własnego brata, co z pewnością by zrobił gdyby wycelował na poważnie! Jednak ze względu na miłość do sportu nadal pragnął pokazać Yoshitomo jakim był zręcznym strzelcem. Wycelowawszy dobrze w hełm Yoshitomo, Tametomo podniósł łuk i wypuścił strzałę prosto w środek gwiazdy na jego czubku. Strzała przeszyła gwiazdę, wyszła z drugiej strony, a następnie przebiła grube na pięć lub sześć cali drewniane wrota bramy.
Nawet Yoshitomo był zdumiony umiejętnościami, które jego brat zaprezentował tym łuczniczym wyczynem. A teraz poprowadził swoich żołnierzy do ataku.
Ale armia Sutoku była znacznie mniej liczna od wroga, który wdzierał się do Pałacu w przeważającej liczbie. I choć Tametomo walczył dzielnie i z wielką wprawą, jego siła i męstwo były bezskuteczne wobec wielkiej przewagi atakujących. Wróg zdobywał powoli teren, cal po calu, aż w końcu bramy zostały rozbite i bezpardonowo weszli do pałacu. Do klęski dodano kolejną, gdy wróg podpalił kilka części budynku i nastąpiło wielkie zamieszanie.
Ex-cesarz, na próżno próbując uciec z Yorinagą, został złapany i uwięziony. Widząc, że nic już nie poradzą, Tametomo z ojcem Tameyoshi i pozostałymi braćmi, wszyscy lojalni wobec sprawy Sutoku, zorganizowali dobrze ucieczkę i zbiegli do prowincji Omi.
Tameyoshi był zbyt stary aby znosić trudy życia zbiega i stwierdził, że nie może iść dalej; zatem powiedział synom, że skoro cesarz został wzięty do niewoli i że skoro nie było żadnej nadziei aby flaga Sutoku załopotała ponownie, w każdym razie na tą chwilę, byłoby rozsądniej dla nich wszystkich aby wrócić do stolicy i poddać się zdobywcom – Taira. Wszyscy zgodzili się na tę propozycję z wyjątkiem Tametomo, więc sędziwy generał Tameyoshi z resztą synów wrócił do Kioto.
Teraz Tametomo został opuszczony, samotny w swym odważnym postanowieniu aby stoczyć kolejną walkę o ex-cesarza Sutoku. Gdy tylko rozstał się, smutny i zdeterminowany, z ojcem i braćmi, udał się w kierunku wschodnich prowincji. Ale niestety podczas podróży rana, którą otrzymał w niedawnej walce, stała się tak bolesna, że zatrzymał się przy jakimś źródle koło drogi, z nadzieją, że lecznicza woda, panaceum na wiele chorób w Japonii, uleczy i jego ból. Jednak podczas kuracji jego wrogowie podeszli go, uwięzili i został wysłany z powrotem do niewoli do stolicy.
Zanim Tametomo przybył do miasta, jego ojciec i bracia zostali skazani na śmierć, a jemu powiedziano, że wkrótce spotka go ten sam okrutny los.
Jednak odwaga zawsze wzbudza rycerskość w sercach zarówno przyjaciół jak i przeciwników, i wygląda na to, że wrogom Tametomo szkoda było posłać na śmierć tak odważnego człowieka. W całym kraju nie było nikogo, kto mógłby dorównać mu w napinaniu łuku i posyłaniu strzał do celu, więc w ostatniej chwili zdecydowano darować mu życie. Ale aby uniemożliwić mu użycie jego wspaniałych umiejętności przeciw nim, wrogowie przecięli mu ścięgna w obu ramionach i wysłali, aby zamieszkał na wyspie Oshima u wybrzeży prowincji Idzuto. Aby zapobiec ucieczce po drodze, związali mu ręce i nogi i umieścili go w lektyce. Był eskortowany przez pięćdziesięcioosobową straż, a był tak duży i ciężki, że potrzeba było dwudziestu tragarzy do niesienia palankinu.
Mimo wszystkich nieszczęść jakie go spotkały, okazywał taką samą odwagę, to samo mężne serce, to samo zamiłowanie do dzikości, nawet na wygnaniu. Gdy dwudziestu mężczyzn niosło go w lektyce, Tametomo tylko dla zabawy zmobilizował wszystkie swoje siły. Wówczas stał się tak ciężki, że dwudziestu tragarzy zachwiało się i podło na ziemię. Ten pokaz siły zaniepokoił eskortę pięćdziesięciu żołnierzy. Przestraszyli się, żeby przypadkiem nie zaczął działać bardziej brutalnie i stał się nieposłuszny, wymykając się spod kontroli, więc traktowali go mniej więcej w ten sposób w jaki traktuje się lwa lub tygrysa. Próbowali go nie złościć, i robili wszystko aby utrzymywać go w dobrym humorze w czasie podróży.
W końcu dotarli do prowincji Idzu i wybrzeża, z którego mieli przedostać się na wyspę. Tu wynajęli łódź i umieściwszy bezpiecznie Tametomo na pokładzie zabrali go do miejsca przeznaczenia i tam zostawili.
Choć Tametomo został wygnany na wyspę, wrogowie pozwolili robić co mu się podoba. Nie był traktowany jak zwykły więzień, ale jak dzielny, choć pokonany przeciwnik. Prości wyspiarze dostrzegali w nim wielkiego człowieka i zachowywali się w stosunku do niego odpowiednio, słuchając wszystkiego co zechciał powiedzieć. Zatem wiódł spokojne życie, wolne od trosk, z wyjątkiem smutku wygnania – lecz był istotą, która przyjmuje życie takim jakie jest, nie martwiąc się o to, na co i tak nie miał rady.
Pewnego dnia gdy Tametomo stał na plaży patrząc na morze, rozmyślając o licznych przygodach które przeżył i zastanawiając się, czy kiedykolwiek los przyniesie jakieś zmiany w spokojnym życiu, które teraz wiódł – dostrzegł mewę szybującą nad wodą. Z początku Tametomo swoim bystrym okiem widział tylko plamkę w oddali, ale punkcik stawał się większy i większy, aż w końcu ptak się pojawił. Tametomo domyślił się, że gdzieś tam była wyspa w kierunku z którego przyleciał ptak. Wsiadł więc do łodzi i wyruszył w odkrywczą podróż.
Tak jak się spodziewał, przybył na wyspę żeglując od wschodu do zachodu słońca. Ku swemu zdumieniu odkrył, że miejsce to jest zamieszkane przez istoty całkiem różne od ludzi. Mieli ciemnoczerwone twarze oraz burzę jaskrawo czerwonych włosów, których loki wisiały nad czołami i oczami. Wyglądali jak demony. Cały tłum tych niepokojąco wyglądających stworzeń stał na plaży gdy Tametomo wylądował. Gdy go dostrzegli, zaczęli żywo gestykulować i rozprawiać między sobą i ze srogim spojrzeniem rzucili się w jego kierunku.
Tametomo zobaczył od razu, że mają zamiar zrobić mu krzywdę, ale nie wystraszył się. Podszedł do dużej sosny, która rosła w pobliżu, oparł na niej ręce i wyrwawszy z taką łatwością jakby była chwastem, zaczął wywijać nią nad głową i groźnie głośno zawołał: „Chodźcie demony, zawalczymy jeśli chcecie. Jestem Chinsei Hachiro Tametomo, łucznik wielkiej Japonii. Jeśli zostaniecie odtąd moimi sługami i uznacie mnie jako pana we wszystkim, będzie dobrze. W przeciwnym razie posiekam was wszystkich na kawałki.”
Gdy demony ujrzały wielką siłę Tametomo i jego odwagę, zadrżały. Zrobili między sobą krótką naradę a następnie ich przywódca wystąpił naprzód a reszta posunęła się za nim. Stanęli przed Tametomo i bijąc mu pokłony na piasku, poddali się wszyscy. Tametomo z wielką dumą objął władanie nad wyspą demonów i uczynił się monarchą wszystkich poddanych. Po ujarzmieniu demonów wrócił do Oshima z tą wiadomością. Wyspiarze nagrodzili go wielkimi zaszczytami i sławą.
Pewnego dnia, wkrótce po tym, Tametomo szedł plażą wzdłuż morza, kiedy zobaczył zbliżającego się ku niemu, unoszącego się coraz bliżej na szczytach fal, niewielkiego starego człowieka. Tametomo nie wierzył własnym oczom; nigdy nie widział czegoś tak dziwnego w całym swoim życiu. Przetarł oczy myśląc że śni i spojrzał ponownie. Tam rzeczywiście był mały człowiek, nie większy niż pół metra, siedzący z wdziękiem na okrągłej słomianej macie.
Przepełniony zdziwieniem, Tametomo podszedł do brzegu, i gdy mała istota podpłynęła bliżej na nadchodzącej fali, spytał: „Kim jesteś?”
„Jestem wirusem ospy” odpowiedział obcy liliput.
„A dlaczego, jeśli mogę spytać, przybywasz na tą wyspę” zapytał Tametomo
„Nigdy wcześniej tu nie byłem, więc częściowo aby pozwiedzać, a częściowo z chęci zawładnięcia mieszkańcami.” – odpowiedziało małe stworzenie.
Zanim zdążył dokończyć zdanie Tametomo powiedział ze złością: „Ty duchu znienawidzonej zarazy! Zamilcz! Jestem nie kto inny niż Chinsei Hachiro Tametomo! Wynoś się z przed mojego oblicza i trzymaj się z dala od tego miejsca albo zrobię coś takiego, że pożałujesz żeś kiedykolwiek tu przybył!”
Gdy Tametomo tak mówił, wirus ospy zaczął się zmniejszać z postaci półmetrowego człowieczka, aż na środku słomianej maty zostało z niego coś wielkości grochu. Gdy tak się kurczył i kurczył, mały stwór powiedział, że przeprasza za wtargnięcie na wyspę, ale nie wiedział, że była ona w posiadaniu Tametomo; a następnie odpłynął w morze na swojej słomianej macie tak szybko i tajemniczo jak się pojawił.
Na wyspie Oshima nigdy nie było ospy i do dziś mieszkańcy przypisują wolność od tej strasznej zarazy Tametomo, który przepędził mikroba, gdy ten znienawidzony stwór chciał tam wylądować.
Gdy Tametomo pokonał demony na sąsiedniej wyspie i odpędził z Oshimy ducha ospy, przez zwykłych wyspiarzy był postrzegany jak król. Oddawali mu wszelkie możliwe honory i bili przed nim pokłony, gdziekolwiek się udał.
W końcu o tym stanie rzeczy doniesiono do władz w stolicy. Minister Stanu zdecydował, że byłoby niebezpieczne nadal na to pozwalać. Tak popularny i potężny bohater był zagrożeniem dla rządu. Tametomo, Mistrzowski Łucznik, musi zostać niezwłocznie poniżony. Taki był dekret. Posłaniec z opieczętowanym rozkazem udał się zatem do generała Shigemitsu do Idzu, aby ten popłynął ze swoimi ludźmi na Osimę i ujarzmił Tametomo.
Pewnego dnia Tametomo stał na plaży i patrzył z przyjemnością, jak to często czynił, na szumiące morze, wesołe i iskrzące się w słońcu, kiedy zobaczył pięćdziesiąt bojowych dżonek płynących w kierunku wyspy. Żołnierze stojący na pięćdziesięciu pokładach byli uzbrojeni w miecze, łuki i strzały, odziani w zbroje od stóp do głów, bili w bębny i śpiewali bojowe pieśni. Tametomo uśmiechnął się, gdy zobaczył tę flotę ustawioną w bojowym szyku i wysłał naprzeciwko nim pojedynczego człowieka, bo wiedział, w jakiś sposób, po co przybyli.
„Teraz”, powiedział z dumą do siebie, „nadarza się okazja aby jeszcze raz sprawdzić moje łucznicze umiejętności”. Biorąc łuk, napiął go na kształt księżyca w pełni, i celując w prowadzący statek, posłał strzałę prosto w jego dziób. W jednej chwili łódź się zatrzęsła i żołnierze powpadali do morza.
Do tej chwili Tametomo obawiał się, że jego ramię straciło swoją pierwotną wielką siłę, bo wrogowie przecięli mu ścięgna; lecz przeciwnie, przekonał się teraz, że jego ramiona nie tylko były silne jak nigdy dotąd, ale że jeszcze się wydłużyły, dzięki czemu mógł naciągnąć łuk jeszcze dalej niż poprzednio. Klasnął z radości w dłonie na to odkrycie i zawołał głośno: „A to ci szczęście!”
Ale zaraz Tametomo zdał sobie sprawę, że jeśli będzie walczył z tymi, którzy zostali wysłani przez Rząd aby go pojmać, przyniesie tylko problemy ludziom na wyspie, którzy byli dla niego tak mili i dali mu schronienie na wygnaniu; wspomniał jak z szacunkiem dla jego wielkiej siły niemal czcili go jak boskiego bohatera i postrzegali jako swojego przywódcę. Nie, nie chciał, nie mógł sprowadzić wojny, kłopotów i niechybnej kary na tych dobrych ludzi, więc dla ich dobra zdecydował nie walczyć więcej. Sięgnął pamięcią wstecz w bystrym locie myśli, jaki nachodzi śmiertelników w chwili wielkiego kryzysu, i przypomniał sobie jak ze szczególną łaską jego życie zostało ocalone, gdy dostał się do niewoli w wojnie domowej. Od tego czasu cieszył się życiem ponad dziesięć lat. Jako silny, odważny człowiek nie mógł żałować, że go teraz straci. Obwołał się władcą wyspy a ludzie nazywali go swoim królem; czuł, że nie ma wstydu ani żalu umierać gdy osiągnął wyżyny swojej chwały. Dlatego pewnie i szybko podjął decyzję by umrzeć. Wycofał się niezwłocznie z plaży i udał się do domu, gdzie popełnił samobójstwo przez harakiri, oszczędzając sobie w ten sposób wszelkiej hańby a wyspiarzom wszelkich kłopotów. Gdy umierał miał zaledwie trzydzieści dwa lata. Jego śmierć pogrążyła w wielkim żalu wszystkich, którzy go kochali. Ale jego chwała nie umarła wraz z nim. Ludzie nadal czcili i szanowali go jako wielkiego bohatera.
To tylko jedna z historii o śmierci Tametomo, ale powstawały o nim także inne legendy, również bardzo interesujące. Tradycja mówi, że zamiast odbierać sobie życie uciekł z Oshimy na Sanuki. Tu odwiedził grób zmarłego Cesarza, gdzie odprawił modły o wspaniałą śmierć. Następnie, wierząc że dni jego świetności minęły, przygotował się do samobójstwa; gdy nagle, jak we śnie, Cesarz, Yorinaga, jego ojciec i wszyscy ci rojaliści, którzy walczyli i zginęli w wojnie domowej lub zostali uwięzieni i zgładzeni przez zwycięskie stronnictwo nowego Cesarza, pojawili się przed nim w obłoku i ostrzegawczymi gestami odwiedli go od popełnienia straszliwego harakiri. Gdy Tametomo z niedowierzaniem przypatrywał się pięknej wizji, bambusowa zasłona wisząca przed palankinem ex-cesarza uniosła się i gdy blask i łaska uśmiechu Jego Wysokości padła na ogarniętego trwogą mężczyznę, broń wypadła mu z dłoni i życzenie śmierci zgasło w jego piersi. Padł w pokornym pokłonie do samej ziemi. Gdy Tametomo uniósł głowę, zjawy zniknęły w chmurze; nic nie pozostało z królewskiego orszaku, który uratował go od samozagłady.
To wspaniałe nawiedzenie odmieniło umysł Tametomo. Odrzucił wszelkie pomysły szukania śmierci, opuścił Sanuki wyruszając w podróż na Kyushu i osiadł na górze Kihara. Zebrał tam grupę zwolenników i wraz z nimi zaokrętował się na statek z zamiarem dotarcia do stolicy i zadania raz jeszcze ciosu aroganckiemu i uzurpatorskiemu rodowi Taira. Ale nieszczęście poszło za nim. Dopadł go sztorm, statek został zniszczony, ludzie zginęli podczas gdy on sam ledwie uszedł z życiem na wyspy Riukiu. Zastał tamtejszych ludzi w stanie wielkiego podniecenia gdyż grupa rebeliantów powstała przeciw Królowi i wielce go już nękała. Tametomo stanął na czele lojalistów ratując Króla z niewoli, stłumił rebelię i wzburzonemu krajowi przywrócił pokój. Za te chwalebne zasługi Król adoptował go jako syna, nadał tytuł Księcia i ożenił z jedną z Księżniczek. W ostatnim dniu, gdy Tametomo osiągnął starość ciesząc się życiem w pokoju i szczęściu, będąc w końcu koronowanym, podczas samotnego spaceru po jednej z przestronnych werand pałacu, jego służący zauważył smugę chmur zstępujących z nieba w stronę jego pana. Gdy tylko obłok dotknął Tametomo, ten zaczął się unosić w powietrze na jego zadziwionych oczach. Pozostając w niemym zdumieniu sługa obserwował jak heros unosi się wyżej i wyżej, aż chmury otoczyły go całkiem i skryły przed wzrokiem. Taka jest piękna legenda o ziemskim końcu dzielnego łucznika Tametomo, jednej z najbardziej interesujących postaci japońskiej historii, który pokonywał życiowe próby i niepowodzenia swojej młodości i dochrapał się świetlistych dni dobrobytu. Pozostawił syna nazwanego Shun-Tenno, który w późniejszym czasie został Królem Riukiu.

tłum. Janusz Surma

This eBook is for the use of anyone anywhere at no cost and with almost no restrictions whatsoever. You may copy it, give it away or re-use it under the terms of the Project Gutenberg License included with this eBook or online at www.gutenberg.org/license

To tyle z opowieści. Wiemy już że Tametomo odznaczał się nieprzeciętnym (szczególnie jak na Japończyka) wzrostem – 7 shaku to ok. 210 cm! Jego miecz miał 106 cm. A łuk? Podobno 八尺五寸 (hassun go shaku) – 255 cm. Urodził się ponoć w 1139 roku a zmarł 23 kwietnia 1170 na wyspie Izu (Idzu). Podobno gdy przybyli po niego ludzie Shigemitsu jedna ze strzał (robiąc dziurę nieco poniżej linii wody) nie zatrzęsła ale nawet zatopiła pierwszą łódź. Gdy towarzysze zatrzymali się, żeby podjąć z wody rozbitków – Tametomo wypuścił jeszcze kilka strzał i dopiero wtedy wrócił do domu. Zdjął zbroję, usiadł opierając się o słup i rozciął sobie nożem podbrzusze zyskując (wątpliwą raczej) sławę pierwszego w historii opisanego przypadku seppuku. Gdy żołnierze w końcu dotarli do wyspy i wtargnęli do domu, zobaczyli go siedzącego z zamkniętymi oczami tak spokojnie, że nie wierzyli w jego śmierć i bali się podejść. W końcu znalazł się jeden odważny, który stwierdziwszy że Tametomo faktycznie wyzionął ducha – obciął mu głowę.

Historia domniemanej podróży Tametomo na Okinawę została po raz pierwszy opisana przez japońskiego mnicha Taichū w dziele Ryūkyū shintōki 琉球神道記, ale historię Tametomo rozsławił Takizawa Bakin, popularny w erze Tokugawa powieściopisarz, wydając w latach 1807-11 (inne źródła podają daty 1805-13) opowiadanie o jego życiu w 28 odcinkach – Chinsetsu yumiharitsuki 椿説弓張月. Wspomniany syn Tametomo – Shunten – jest faktycznie pierwszym znanym z imienia władcą Ryukyu.

Historia ma jednak ziarenko goryczki. Tametomo po spłodzeniu potomka znudziło spokojne życie na Okinawie. Solennie obiecując że wróci opuścił żonę i syna, wypływając do Japonii. Ponoć wierna małżonka Shiranui przez resztę życia na próżno codziennie czekała na plaży na jego powrót. Miejsce w którym go wypatrywała nazwano Przystanią Czekania (dzisiejsze Makiminato 牧港) a romantyczną historię opowiadano przez kolejne wieki. Stało się to zalążkiem libretta słynnej opery Pucciniego „Madame Butterfly”. W 1920 roku powstał film o Tametomo (jeszcze niemy) ale wcześniej – cała kolekcja drzeworytów i obrazów przedstawiających superbohatera.

P.S. Marek bardzo trzeźwo zauważył, że wzmiankowani w opowieści bracia Ito Go i Ito Roku powinni być chyba w odwrotnej kolejności. Ito Go (jako “piąty”) powinien być starszy od Ito Roku (“szósty”)… W dostępnych angielskich wersjach p. Ozaki (“Warriors of Old Japan, and Other Stories”) wyraźnie jednak stoi: “The arrow was shot with such skill and force that it went right through the soldier’s body, and coming out through his back, pierced the sleeve of the armour of Ito Go, his younger brother, who was riding close behind him.”
Inne tłumaczenie (Stephen Turnbull “Samutai Warfare”) ukazuje fragment tak: “The arrow pierced the breastplate of Itō Roku, who was first in the enemy’s van, and passed through him, turned the sleeve of Itō Go’s armour inside out and hung there. Itō Roku at once fell dead from his horse.”
A tak wogóle to bracia chyba nazywali się Saitōgo 斎藤五 and Saitōroku 斎藤六… No i bądź tu mądry! Trzeba będzie sięgnąć do oryginału 😉

Comments are closed.