Kyudo in Waldniel

Kyudo in Waldniel

Czasem tak bywa, że miłe rozmowy przy obiedzie zaowocują czymś niespodziewanym. Tak właśnie było podczas Letniej Szkoły Kyudo 25, którą po raz kolejny prowadził Kemeo Shigeyasu. Na co dzień praktykujący kyudo u siebie, we własnoręcznie zbudowanym dojo w Waldniel w Niemczech.

Zapytany czy przy okazji wyjazdu wakacyjnego mógłbym go odwiedzić, przywitać się, zwiedzić dojo, sprawdził kalendarz i stwierdził, że będzie wtedy w domu i zaprasza. Może się troszkę wprosiłem, ale skoro sensei się zgodził to czemu nie. 😉

Zauważyłem, że przebywając w Polsce sensei zawsze prosi o polskie piwo, więc długo nie zastanawiając się w podarunku dostarczyłem mały zapas polskich piw regionalnych, oraz odrobinę polskich słodyczy, ręcznie robione czekolady i (oczywiście) ptasie mleczko. Sensej dostał również od łódzkiego klubu Ayame ręcznie wykonane przez Tomka Kawełczyka gomuyumi z wygrawerowanym monem Ayame. Oczywiście jako symbol tego, że zawsze będziemy jego uczniami. 😉

Zapytacie, a gdzie dowody? No cóż, chyba z wrażenia miejscem nie udokumentowałem tego na zdjęciach. ;(

Do dojo prowadzi ścieżka pomiędzy ścianami kamienic, na końcu której furtką można się dostać do części ogrodowej, pomiędzy domem, a dojo. Samo dojo znajduje się w środkowej części ogrodu, otoczone zielenią, niemal wtopione w otoczenie.

Do środka można wejść poprzez mały przedsionek, genkan 玄関 gdzie jest miejsce na zdjęcie butów, odłożenie ich na półkę. Na ścianie nad głową widnieje drewniana tabliczka z imionami wszystkich praktykujących w dojo, z podziałem na stopnie. Może i u nas zrobimy taką tabliczkę?

Z przedsionka do samego shajo przechodzimy przez suwane drzwi shoji 障子. Wnętrze, pięknie wykończone z dbałością, po prawo uniesione miejsce do siedzenia dla obserwatorów, oraz najważniejsze miejsce dla senseia tuż przy kamidana. Na prawo, chyba nie zasłaniane niskie okno, przez które sensei może obserwować naturę za oknem, napawać się jej pięknem oraz mieć oko na to co się dzieje w azuchi. W tradycyjnych domach japońskich takie rozwiązanie nazywa się yukimi shoji 雪見障子 i było montowane w zwykłych shoji, które zamiast przesuwać otwierając przestrzeń, można było odsłonić dolną część, która była wyposażona w szybę chroniącą wnętrze przed warunkami atmosferycznymi jednocześnie pozwalając zerkać na zewnątrz z pozycji siedzącej.

Przebywając wewnątrz piękno można znaleźć nie tylko zerkając na ogród. Doświadczanie piękna będąc w środku budynku może wydawać się niestandardowym konceptem, jednakże w wielu domach japońskich można doświadczyć piękna. W tym sensie wnętrze shajo zbudowane jest tak, aby elementy konstrukcyjne były uwypuklone, podkreślone, co tylko wzmacnia japoński charakter miejsca.Taki typ konstrukcji nazywa się shinkabe-zukuri 真壁造り. Dzięki takiemu projektowi konstrukcja staje się sama w sobie częścią estetyki wnętrza eksponując siłę i piękno drewna, z którego zbudowany jest budynek.

W ścianach z kilku stron, są wysoko umieszczone okna takamado 高窓. Na pozór nie praktyczne, ale w tradycyjnych japońskich domach takie okna pełniły rolę pomocniczej wentylacji, oraz zapewniały dodatkowe źródło światła, gdy drzwi były pozasłaniane. W tym dojo obie funkcje wydają się mieć mniejsze znaczenie, ze względu na otwartą formę budynku, lecz z pewnością dodają uroku i odciążają wizualnie bryłę.

Wyżej, część przestrzeni pomiędzy belkami konstrukcyjnymi jest wyłożona białym tynkiem. Zapewne jest to odniesienie do tradycyjnego białego wapiennego tynku shikkui 漆喰, który używany był i zapewne jest w wielu ważnych budynkach w Japonii, takich jak zamki czy urzędy. Jednakże urok tego tynku to nie tylko gładka, piękna biała powierzchnia kontrastująca z drewnem. Taki tradycyjny wapienny tynk pomagał regulować wilgotność pomieszczeń, cyrkulować obieg powietrza i temperaturę. Dlatego ściany z shikkui czasem zwane były oddychającymi ścianami, dodatkowo tradycyjne shikkui jest ognioodporne.

Do shajo, na przykład wykonując taihai, można wejść drugim wejściem. Z hikae, które tu znajduje się na zewnętrznym tarasie, tachi wchodząc musi uważać na wysoki próg. Takie rozwiązanie jednak dodaje charakteru i może uczyć uważności na przestrzeń.

Co do tego, to w shajo mogą strzelać trzy osoby na raz. Z pewnością każde dojo jest inne, więc w każdym powinniśmy umieć się odnaleźć. Tu wyzwaniem może być wykonanie form z wykorzystaniem sadamenoza, która wydaje się wypadać niemal w linii trzeciego mato. Chciałbym kiedyś zobaczyć, na przykład hitotsumato w tej przestrzeni. 😉

No właśnie, przestrzeń shajo łączy się z przestrzenią na zewnątrz w stronę mato przez suwane szklane drzwi. Nie dość, że proste, piękne to i praktyczne. Nawet gdy zamknięte nie odcinają nas od piękna ogrodu.

Ogród to oddzielna piękna bajka do opowiedzenia może innym razem. Niby na pozór chaotyczny, jednak uporządkowany, naturalnie wkomponowany w otoczenie i budynki. A może jest odwrotnie i to budynki są częścią ogrodu? Z pewnością dla wielu najciekawszą częścią ogrodu jest staw, w którym żyje niezliczona liczba karpii Koi i żółw. Gdy strzelamy, strzały lecą w stronę matoba nad stawem. Wydaje się naturalnym mieć obawy, że gdy pójdzie coś nie tak to strzała pójdzie na dno. Sensei jednak zapewniał, że strzały nie toną i zawsze można je wyłowić. Natomiast w całej historii tego miejsca podobno na dnie leży tylko jedna strzała. Trafiła ponoć w coś twardego, straciła yanone, odbiła się od strony azuchi wpadła do wody, nabrała wody i poszła na dno. Od taka pamiątka na przyszłość.

Samo azuchi proste acz piękne. Nasyp wykonany z zwykłego piasku wymieszanego w proporcji 1:2 z piaskiem bazaltowym. Zwykły piasek pomaga utrzymać formę nasypu i wilgotność, a bazaltowy powoduje, że strzały nie wbijają się głęboko oraz nadaje piękny ciemny wygląd. Trzy mato mogą być zamontowane w tym azuchi, a ciekawe jest umiejscowienie pierwszego mato z prawej. Linia lotu strzały przecina się opadającymi gałęziami wierzby, które są naturalnie “przycinane” przez lecące strzały. To jakby kolejny element łączący praktykujących w tym shajo z naturą.

No właśnie. Jechałem tam z zamiarem tylko zobaczenia tego pięknego miejsca, lecz tuż przed moim wyjazdem sensei napisał, że jeśli wezmę yugake to będe mógł postrzelać. Wystarczyła chwila i poza rękawicą, dorzuciłem jeszcze dogi, bo uważam, że wypada być odpowiednio ubranym w takim miejscu. Swojego yumi i strzał nie byłem w stanie zabrać, ale na szczęście sensei przygotował dla mnie dwa klubowe łuki i strzały.

Nie dość, że to była zupełnie nowa przestrzeń, to łuk i strzały też były zupełnie inne niż te, do których jestem przyzwyczajony. Dodatkowo, elementem jednak stresującym na początku był wspomniany staw oraz żyjące tam stworzenia. A co jeżeli coś ustrzelę? Na szczęście wszystko poszło gładko i przyjemnie. A za czas tam spędzony i możliwość oddanie kilku strzałów w tak zacnym miejscu jestem bardzo wdzięczny. Przestrzeń ta jest w odczuciu tak stworzona, aby tworzyć piękno, więź z naturą i spokój ducha.

Liczę, że nie nadużyłem cierpliwości, gościnności i wolnego czasu gospodarzy. Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się jeszcze tam zawitać. Tym razem może na zwykły miejscowy trening, który odbywa się ponoć we wtorki i piątki. 😉