Otwieram któregoś dnia skrzynkę mailową, a tam taka niespodzianka:
Dear Janusz-san,
I can’t hide my surprise and nostalgic feeling receiving your sudden letter. In my memory, this season in Poland was in full bloom of Ranunculus.
It is certainly me who visited your country in May 1997 as a member of the Kobudo (ancient Japanese martial arts) delegation. Time flies and twenty-four years have passed since then. I miss the Konrad (Szczepara przyp. JS) family who took great care of us during our stay and remember the times we did horseback riding, Yabusame training and the interaction with club members.
I still have been inheriting the tradition of Yabusame. My dream of introducing Japanese traditional Yabusame to people overseas and spreading it is never ending. I am still going to continue working for the succession of Yabusame. I am very glad and grateful that you are interested in Kyudo and found me during your research.
Sincerely yours,
Nagamune Minamoto
Jak pamiętacie, zaczęliśmy poszukiwania osoby, która znajdowała się na zdjęciach z pokazu yabusame w 1997 roku. Niestety tym razem internet nie okazał się wszechmocny ☹ Na szczęście jeden z organizatorów imprezy odnalazł w swoich papierowych archiwach list, który otrzymał z Japonii po powrocie delegacji. Zaryzykowałem i napisałem więc na adres zwrotny. No i to był strzał w dziesiątkę!
Okazuje się, że Pan Minamoto (również spadkobierca samurajskich tradycji) nadal praktykuje i uczy konnego łucznictwa. Jest szefem odgałęzienia rodu Ogasawara (tego, który w mon nie ma kanji – po szczegóły genealogiczne sięgnijcie do książki „Dignity in Silence”).
Siedziba szkoły jest w Fukuoce, więc niech no tylko da się dolecieć do Japonii to skorzystam skwapliwie z zaproszenia na trening i opowieści przy jedzeniu i piciu ?
I wtedy jeszcze raz wrócimy do tematu i dopowiemy resztę tej pasjonującej historii sprzed lat.
Pan Minamoto przysłał kilka zdjęć ze swojego albumu. Na niektórych znajome twarze. Zatem – ciąg dalszy nastąpi! 🙂